Rzeczpospolita, 23.01.2007
Walka z ubóstwem musi stać się priorytetem. Gdyby każdy zechciał pomóc pięciu, dziesięciu osobom wokół siebie, świat bardzo szybko wydostałby się z biedy
RZ: Bieda jest wokół nas od zawsze. A pan wierzy, że żaden problem nie jest stały?
Muhammad Yunus : Bieda jest czymś sztucznym; to nasza wina, gdy podejmujemy błędne decyzje, gdy tworzymy wadliwe systemy. Ziarno biedy musimy najpierw usunąć z systemów, które stworzyliśmy.
Pytany o początki swej działalności odpowiada pan, że dostrzegł pan konkretną potrzebę konkretnego człowieka i spróbował pomóc. Jak sprawić, by inni zaczęli dostrzegać cudze potrzeby wokół siebie?
Jeśli czegoś nie widzimy, to znaczy, że tego nie szukamy. Najpierw musimy więc sami zacząć szukać, a wtedy na pewno to dostrzeżemy. Inna sprawa, że nie każdy musi sam wszystko dostrzec. Wystarczy, że ktoś inny podzieli się z nami swoim odkryciem. Gdyby każdy zechciał pomóc pięciu, dziesięciu osobom wokół siebie, świat bardzo szybko wydostałby się z biedy.
Czego dzisiejszy świat potrzebuje najbardziej?
Wielu rzeczy, ale najważniejsze są dwie. Dobrego przywództwa w silnych, bogatych krajach, ponieważ to one kształtują świat. Druga rzecz to jasna wizja, świadomość celów i kierunków. Wkroczyliśmy w trzecie tysiąclecie, stawiając sobie konkretne cele. Zapomnieliśmy jednak o nich bardzo szybko, wdaliśmy się w kosztującą miliardy dolarów wojnę, zamiast budować pokój. Wykoleiliśmy nasz świat, ale gdy tylko wróci on na właściwe tory, walka z ubóstwem stanie się priorytetem. Chodzi nam o taką globalizację, w której nie ma zwycięzców ani pokonanych. Dzisiaj 40 procent populacji świata korzysta z 94 procent światowych dochodów. Dla pozostałych 60 procent pozostaje zaledwie sześć procent.
Porównując globalizację do autostrady, po której poruszają się nie tylko luksusowe limuzyny, ale także riksze, podkreśla pan konieczność powołania specjalnej policji drogowej. Jak miałaby ona wyglądać?
Konieczne są międzynarodowe przepisy regulujące pos! tępowanie krajów bogatych wobec biednych. Dzisiaj nie tylko k! raje, ale i potężne koncerny robią w biednych państwach to, co chcą. To musi się zmienić. Drobni przedsiębiorcy muszą być traktowani jak partnerzy; nawet dla najsłabszych świat musi stać się bezpiecznym miejscem. Plądrowaniu, którego dzisiaj jesteśmy świadkami, muszą położyć kres międzynarodowe uzgodnienia i regulacje. Kraje biedniejsze muszą razem występować w negocjacjach, aby zwiększyć swoje szanse na uzyskanie czegokolwiek. Na pewno nie uzyskają wiele, bo uprzywilejowani będą bronić swych pozycji, ale od czegoś trzeba zacząć. I zawsze coś jest lepsze niż nic.
Mówi pan o roli przywództwa. Obie panie: Chaleda Zia i Hasina Wazed Rahman, na zmianę sprawujące władzę w Bangladeszu, postrzegane są jako bardziej niszczycielskie niż powodzie i cyklony nękające kraj. Gdy jedna dochodzi do władzy, druga robi wszystko, aby jej sprawowanie władzy uniemożliwić. Na co pan czeka?
Musiałbym wejść w to błoto polityki, a to nie jest łatwa decyzja. Mam też świ! adomość ryzyka. Jeśli będzie taka potrzeba, założę partię. Dzisiaj nie wiem, co przyniesie nam jutro.
rozmawiała w Dakce Beata Błaszczyk