single

Powrót do « Biblioteczka

REPORTAŻ Afganistan: czekając na koniec burzy

Rzeczpospolita 17.05.2007

– Niepotrzebnie się tu pchacie, to nie wasza wojna –
ostrzega talib Rafiullah. – Nic nie powstrzyma naszej ofensywy

– Na wschodzie i na południu są Amerykanie, Kanadyjczycy,
Brytyjczycy, Holendrzy. Giną. Teraz pojawili się Polacy – Rafiullah zaciąga się
papierosem, tajemniczo mruży oczy i rozkłada ręce, każąc domyślać się dalszego
ciągu.

W Kabulu trudno znaleźć kogoś, kto wie, że za kilka
tygodni Polacy rozpoczną na wschodzie Afganistanu regularną misję wojskową.
Wyjątkiem – co daje domyślenia – jest zdeklarowany talib Rafiullah. W Kabulu
sprzedaje bodaj najlepsze lody w mieście, ale co jakiś czas wyjeżdża na kilka
dni. Dokąd? Na południe. Po co? – Nie po lody – odpowiada, dając do zrozumienia,
że skończył rozmowę na ten temat.

Trudno być optymistą

Na zielonym dywanie w restauracji, w której się
schroniliśmy przed burzą piaskową, siedzi pięciu mężczyzn: skośnooki Hazar,
handlarz z Kandaharu, uzbecki inżynier i dawny żołnierz Ahmeda Szacha Massuda,
bohatera narodowego Afganistanu. No i Rafiullah. Powinni skakać sobie do
gardeł, tymczasem mimo skrajnie odmiennych poglądów prowadzą normalny spór
polityczny, popijając czaj.

Cała piątka zgadza się co do jednego: w Afganistanie
trudno jest z optymizmem patrzeć w przyszłość. Jeżeli siły międzynarodowe tu
pozostaną, w najlepszym razie utrzymają chaos na obecnym poziomie. A jeśli
wyjadą, będzie wojna. Darab, były żołnierz Massuda, na pewno nie będzie już pił
wtedy czaju z Rafiullahem. Handlarz z Kandaharu zwinie interes, Uzbek inżynier
straci pracę, a Hazar będzie się bał, że zginie z powodu swego mongolskiego
pochodzenia. Lepiej niż jest, już nie będzie. – Póki Amerykanie będą wspierać
al Kaidę i talibów, żadna władza w Kabulu nie zdoła zaprowadzić tu porządku –
mówi Darab.

Kto wspiera al Kaidę

Przekonanie, że rebelią steruje się z Waszyngtonu, jest w
Afganistanie powszechne i niemożliwe do wykorzenienia. Nawet Rafiullah nie
protestuje, choć powinno to dla niego brzmieć jak oskarżenie. – Talibowie prowadzą
globalny dżihad, mają powiązania. Nie jesteśmy chłopcami z latawcami –
zastrzega.

Również Darab, który nie chciałby, żeby zagraniczni
żołnierze z ISAF opuścili Afganistan, narzeka, że niczego nie robią dla
zwykłych ludzi. – Siedzą w bazach albo bombardują cywilów – mówi. – Widać ich
tylko wtedy, gdy przemykają w konwojach, nie zważając na inne samochody.

W bazie Bagram na bramie One Alpha, przy której kilka
tygodni temu wysadził się w powietrze zamachowiec-samobójca, gdy przebywał tam
wiceprezydent USA Dick Cheney, szeregowiec ze stanu Maine narzeka na swój los.

– Niech to! Zgłosiłem się na ochotnika, także dlatego, że
więcej płacą, ale jest ciężko – przyznaje, ocierając rękawicą pot lejący mu się
spod hełmu. Mówiąc “ciężko”, ma na myśli czterdziestostopniowy upał.
I to, że opuszcza bazę tylko raz na kilka dni – w dodatku nie po to, by
zaprowadzać porządek w Afganistanie, ale by odbyć rutynowe strzelanie do
tarczy. Jego kolega z Bostonu jeszcze bardziej krytycznie ocenia swą misję. –
Przyjechałem tu niemal prosto z Iraku. Bywało się tu i ówdzie, czasem
strzelało, ale nie miałem PTSD (stresu posttraumatycznego – red.). Za to tu,
obrastając w tłuszcz, zaczynam bzikować.

“Ruskich było więcej”

Wgłębi bazy stacjonuje kilkuset Polaków – trzon ponad tysiącosobowego
kontyngentu. Nie chcą rozmawiać. Dopiero przygotowują się do pełnienia zadań
bojowych. Każda szczegółowa informacja, która dotarłaby w niepowołane ręce,
mogłaby narazić ich na niebezpieczeństwo.

– Rozpoczniemy misję w ciągu kilku tygodni – mówi
“Rzeczpospolitej” oficer prasowy polskiego kontyngentu major Wojciech
Kaliszczak. – Ale sytuacja jest dynamiczna, nie wykluczam, że proces
przygotowawczy może się trochę przedłużyć.

Na razie Polacy, podobnie jak szeregowy z Maine i jego
kolega z Bostonu, siedzą na miejscu. Ale wkrótce będą walczyć z rebeliantami na
wschodzie i południu, gdzie jest najniebezpieczniej. Czego mogą się spodziewać?
Rafiullah ma jednoznaczną odpowiedź.

– Ruskich było tu 150 tysięcy, a w końcu ich pogoniliśmy.
Wojsk ISAF jest pięć razy mniej. Myślicie, że talibowie się was przestraszą?
Poczytaj sobie o przeszłości Afganistanu, a dowiesz się, jaka będzie jego
przyszłość – dodaje.

RAFAŁ
KOSTRZYŃSKI z Kabulu

 

Nasi Partnerzy