single

Powrót do « Biblioteczka

ROZMOWA Hadżi Muhammad Mohaqiq, afgański poseł

Rzeczpospolita 09.07.2007

Są dobrzy i źli talibowie

Talibowie atakują współpracowników afgańskich władz.
Zaledwie w ciągu jednego dnia zlikwidowali trzech: lojalnego wobec prezydenta
Hamida Karzaja przywódcę religijnego z prowincji Uruzgan, lidera starszyzny
plemiennej w Ghazni oraz szefa policji w prowincji Helmand.

Mimo zakrojonej na szeroką skalę operacji międzynarodowych
wojsk ISAF i afgańskiej armii przeciwko rebeliantom talibowie nadal są w stanie
prowadzić wojnę podjazdową, często przy aprobacie miejscowej ludności. Tracące
z dnia nadzień poparcie władze w Kabulu namawiają talibów do współrządzenia
krajem.

W tajnych negocjacjach uczestniczy Hadżi Muhammad Mohaqiq,
jeden z liderów Islamskiej Partii Jedności (przedstawiciel mniejszości
hazarskiej). Kiedyś walczył przeciwko talibom wspólnie z generałem Abdulem
Raszidem Dostumem i Ahmedem Szahem Massudem. Teraz namawia dawnych wrogów, by
przyłączyli się do odbudowy Afganistanu.

Rz: Głosował pan za projektem ustawy, która nakazuje
podjęcie natychmiastowych negocjacji z talibami i zabrania siłom ISAF
prowadzenia misji “znajdź i zniszcz”. Dlaczego?

Hadżi Muhammad Mohaqiq : – Dlatego, że doszliśmy do
ściany. Strategia zwalczania rebelii zawiodła. Bez wciągnięcia talibów w proces
rządzenia nie da się opanować sytuacji w Afganistanie.

Będziecie negocjować z terrorystami…

A rząd Hiszpanii nie negocjuje z terrorystami? Negocjuje.
Tak samo było w Irlandii Północnej. My też musimy spróbować. Poza tym nie każdy
talib jest terrorystą. Wielu chwyciło za broń, bo doznało krzywdy ze strony
Amerykanów. Afganistan musi iść do przodu, musi się stać w końcu stabilnym
krajem. Nikt nam w tym nie pomaga, dlatego musimy się zjednoczyć.

To w ogóle możliwe? Stabilny, zjednoczony Afganistan?

Mam taką nadzieję. Ten proces nie będzie jednak łatwy.
Potrwa co najmniej dziesięć lat.

A propozycja sprowadzenia roli wojsk ISAF do misji
stabilizacyjnej? Czy realizacja takiego pomysłu nie wydłuży tego procesu?

Siły międzynarodowe nam nie pomagają. Najdalej za trzy
lata trzeba będzie je poprosić o opuszczenie naszego kraju.

Nie pomagają? Przecież szkolą waszych żołnierzy. Gdyby
nie one, mielibyście tu wojnę domową.

Szkolenie to za mało. Mamy złe uzbrojenie, a w policji i
armii nie ma równouprawnienia. Hazarowie nie mają szans na pracę w tych
formacjach. Społeczność międzynarodowa też nam nie pomaga. Działalność
humanitarna jest źle koordynowana, nie ma inwestycji. Wszystkie nasze fabryki
zostały zburzone, nie istnieje przemysł, wszystko musimy importować, mamy
wysokie bezrobocie i analfabetyzm. Zamiast pól maku powinniśmy siać zboże, a
ludzie zamiast opium powinni produkować towary potrzebne do życia.

Brzmi to tak, jakby podzielał pan powszechną wśród
Afgańczyków opinię o tym, że tak jak w Iraku toczy się wojna o ropę, tak tu
stawką jest rynek narkotykowy.

Nie, nie podzielam tej opinii. Jest lepiej niż za talibów,
ale nie zmienia to faktu, że wciąż jest źle.

Ale talibowie przecież nie chcą z wami rządzić. Jaki
jest więc sens tej ustawy?

Jeszcze nie wiemy, czy nie chcą. Negocjacje wciąż trwają.

Wiem, że pan bierze w nich udział. Na jakim są etapie?

To tajemnica. Jeżeli talibowie zgodzą się na proponowane
przez nas warunki, to będzie to przełom dla kraju. Rozwiążemy nasz
najważniejszy problem wewnętrzny i będziemy się mogli zająć budowaniem zgody z
naszymi sąsiadami.

rozmawiał
Rafał Kostrzyński

 

Nasi Partnerzy