Rzeczpospolita 12.01.2009
Miała
osiem lat, gdy ojciec wydał ją za mąż za 30-letniego mężczyznę
zarabiającego na życie rozwożeniem przesyłek na motorze. Nadżud była
pierwszą ośmioletnią rozwódką w Jemenie. Wraz ze swoją prawniczką Szadą
Nasser dostały amerykańską nagrodę za odwagę i determinację – pisze
Beata Błaszczyk z Sany
Na
zdjęciu sprzed kilku miesięcy promiennie uśmiechnięta Nadżud siedzi w
samolocie z wielkim pluszowym misiem na kolanach. Ubrana w spodnie i
bluzę, z rozpuszczonymi włosami wraca ze Stanów jako laureatka nagrody
„Glamour” dla Kobiety Roku. Gdy rozmawiam z nią pod koniec grudnia,
ubrana jest już jak dorosła kobieta – z chustą szczelnie owiniętą wokół
twarzy.
Miała osiem lat, gdy ojciec wydał ją za mąż za
30-letniego mężczyznę zarabiającego na życie rozwożeniem przesyłek na
motorze. Ali, ojciec Nadżud, jest bezrobotny. Kiedyś zamiatał ulice. Ma
dwie żony i 16 dzieci. Najmłodsze ma rok, najstarsze 23 lata. Każda
wydana za mąż córka to ulga.
autor zdjęcia: Beata Błaszczyk
źródło: Fotorzepa
Bita
przez teściów i gwałcona przez męża Nadżud pewnego dnia odwiedziła
ukochaną siostrę Haifę. Macocha zostawiła jej 200 riali (około 1
dolara) na śniadanie dla całej rodziny. Nadżud wzięła pieniądze, wyszła
na ulicę, wsiadła do taksówki i pojechała do sądu.
– Chcę rozwodu – oznajmiła po przybyciu.
Jedną
z pierwszych osób, które spotkała w sądzie, była prawniczka i
działaczka na rzecz praw człowieka Szada Nasser. Po ośmiu dniach Nadżud
była już rozwódką. Nasser zaopiekowała się dziewczynką, nie pytając o
honorarium. Wraz ze znajomymi prawnikami i dziennikarzami z „Yemen
Times” zebrała potrzebną sumę – 50 000 riali. Dzień rozwodu stał się
wielkim triumfem nie tylko Nadżud, ale także gazety i organizacji
pozarządowych walczących o zapis, aby dopiero 15-letnie dziewczęta
mogły być wydawane za mąż.
– Ten zapis będzie łamany – mówi Szada
Nasser. – Ale będzie nam łatwiej walczyć o prawa dziewczynek. Teraz
wszystko jest przeciw nam.
Ostatnie słowo należy do ojca, którego w sytuacji takiej jak ta nie można ukarać.
W
szkole najbardziej lubiła lekcje Koranu i matematyki. Rodzice obiecali
Nadżud, że będzie mogła dalej chodzić na zajęcia. Tym większe było jej
zdziwienie i przerażenie, gdy nagle pojawił się narzeczony z
pierścionkiem za 20 dolarów. Pierścionek zresztą szybko zabrał, bo –
mówił – musiał kupić ubrania dla siebie. W prezencie ślubnym Nadżud
dostała trzy sukienki, perfumy, dwie szczotki do włosów i dwie chusty
na głowę. Hidżabu (chusty zasłaniającej włosy) nie musiała jeszcze
wtedy nosić.
Siedzę w samochodzie między Nadżud a jej ojcem Alim.
Jedziemy na obrzeża Sany, gdzie mieszkają. To ona, a nie ojciec, wie,
gdzie trzeba skręcić. Rezolutnie mówi kierowcy, jak trzeba dalej
jechać.
Chętnie odpowiada na moje pytania. Uśmiecha się, gdy mówi o szkole.
Wchodzimy
do domu. Ciemne i wąskie przejście, goła ziemia. Zdejmuję buty, bo to
przedpokój. Pomieszczenie bez okien to jedno z dwóch zajmowanych przez
rodzinę. Siadamy wzdłuż ścian. Jedna żarówka. Koce i materace pod
ścianą.
– Chcę być dziennikarką – mówi Nadżud. – Bo to
dziennikarze byli ze mną cały czas – tłumaczy. Jeszcze nie tak dawno
mówiła, że chce zostać prawniczką tak jak Szada Nasser i bronić młodych
kobiet. Jedno jest pewne – chce się uczyć. Tak jak laureatka nagrody
„Glamour ”sprzed kilku lat Mukhtar Mai z Pakistanu. Bo to wykształceni
ludzie jej pomogli.
Niepiśmienny Ali zdaje się nie widzieć
związku między liczbą dzieci a swoją sytuacją. Właściwie im więcej
dzieci żebrze, tym większa szansa, że coś przyniosą. Niektóre – tak jak
Haifa, siostra Nadżud – sprzedają gumę do żucia na ulicach. Tak jak
wielu swoich rodaków na pytanie, skąd brać pieniądze na utrzymanie tak
licznej rodziny, tylko wskazuje na niebo i mówi: „Allah jest tam”.
„Yemen Times” często porusza temat planowania rodziny i na słowa Alego
odpowiada pytaniem:
„Zgoda. Ale czy Allah kiedykolwiek kazał ci pakować się wraz z rodziną w katastrofę?”.
Wszystko
wskazuje na to, że liczba ludności Jemenu potroi się do 2050 roku i
sięgnie 60 milionów. Na jedną kobietę przypada tu ponad sześcioro
dzieci. Statystyczny Jemeńczyk ma na utrzymaniu osiem osób i około 150
dol. na miesiąc. Zgodnie z prawem muzułmanin może mieć cztery żony, pod
warunkiem że będzie je traktował tak samo i zapewni jednakowy poziom
utrzymania.
Obie żony Alego są traktowane jednakowo. Obie żebrzą na ulicach Sany.
Do
macochy Nadżud mówi „ciociu”. To właśnie ona podpowiedziała jej, co
robić. Patrząc na uśmiechniętą Nadżud, trudno uwierzyć, że jej koszmar
skończył się w kwietniu. – Nienawidziłam nocy, to było piekło – mówi,
ale szybko wraca do zabawy. Chęć do żartów jej nie opuszcza.
Wieczorem
odbieram kilka połączeń – to Nadżud pod nieobecność ojca bawi się jego
komórką. Słyszę jej tłumiony śmiech, ale wyświetlający się numer ją
zdradza.
Historia Nadżud była pierwsza. Szybko pojawiły się
następne, ale wciąż jeszcze niedokończone. Dziesięcio- czy
jedenastolenia Arwa z Dżibli, wydana za mąż przez ojca, który
potrzebował pieniędzy na jedzenie dla licznej rodziny. Teraz już
rozwiedziona, ale jej los jest wciąż niepewny.
Jej rówieśniczka
Rim z Sany wciąż płacze i czeka na rozwód. Została uprowadzona, a potem
wydana za mąż za dalekiego kuzyna. Dwa razy próbowała się zabić. Ile
ośmio- czy dziewięcioletnich dziewczynek jest wydawanych za mąż na
wsiach, nie wie nikt.