Rzeczpospolita, 17.02.2012
Jedna dziewczyna to pięciu klientów dziennie, po 15 dolarów od każdego. Dla niej – miska ryżu. Reportaż z Phnom Penh
– Współpraca z burdelem to podstawa – mówi Som Sopathra z AFESIP,
organizacji, która wydobyła z kambodżańskich domów publicznych ponad
pięć tysięcy dziewcząt.
Ponad jedna trzecia prostytutek to osoby niepełnoletnie. Sprzedane przez własne rodziny. Żeby opłacić edukację brata, spłacić długi, kupić motocykl albo umożliwić matce uprawianie hazardu. Jak podkreśla założycielka AFESIP Somaly Mam, to nie Pol Pot sprzedawał dzieci do burdeli, ale ich najbliższa rodzina. Dziewczynka jest zmuszana do prostytucji, a matka co miesiąc przychodzi po swoich kilkadziesiąt dolarów.
Dobra współpraca z burdelem oznacza, że dziewczyna, która potrzebuje pomocy medycznej, może przyjść do AFESIP. Ale tylko taka, która raczej wróci. Młode, początkujące często przetrzymywane są w zamknięciu. Za nieposłuszeństwo karane przypalaniem skóry, elektrowstrząsami. Kiedy Somaly Mam pracowała jako prostytutka na ulicach Phnom Penh, kary były inne. Piwnica bez okien, fetor odchodów, węże i skorpiony. Albo przez tydzień przywiązana nago do pryczy. Związane ręce i nogi. Przychodził, kto chciał.
Im młodsza, tym lepsza
Najbardziej pożądane są dziewice. Według rozpowszechnionego w regionie przekonania, gwałcenie dziewicy przez tydzień wzmacnia siły witalne i męskość, przedłuża życie, wybiela skórę, a nawet leczy z AIDS. Żeby klient nie miał wątpliwości co do dziewictwa, do burdeli trafiają nawet pięcioletnie dziewczynki.
Po tygodniu z pierwszym klientem dziewczynka jest zaszywana z powrotem, bez znieczulenia, i sprzedawana dalej jako dziewica. I tak kilka razy. Za każdym razem jest krew i płacz – gwarancja dziewictwa. Jedno i drugie autentyczne. Bo szycie bez znieczulenia w niezbyt higienicznych warunkach łatwo prowadzi do infekcji. Klient płaci za dziewicę od tysiąca do dwóch tysięcy dolarów. Nawet drożej, jeśli dziewczynka jest ładna i ma jasną karnację.
Zwykła stawka to 10 – 20 dolarów. Z tego 70 procent trafia do burdelu. Czasami wystarczy jeden dolar, za jeden raz. Tyle biorą młode dziewczyny na ulicach Phnom Penh w okolicach Wat Penh czy dziewczynki sprzedające pomarańcze przez całą noc na ulicach. Tu bywa jeszcze taniej.
Kambodża, kraj o burzliwej historii, jeden z najbiedniejszych na świecie. – Więc skąd te luksusowe terenowe samochody na ulicach Phnom Penh? – pytam w redakcji „The Phnom Penh Post”. – Są ludzie, którzy bogacą się szybko. Handel ludźmi to doskonały biznes – tłumaczy May Titthara, autor serii artykułów o niedawno ułaskawionych pedofilach.
Do Kambodży trafiają dziewczęta z Wietnamu. Są tu bardzo cenione ze względu na urodę i jasną karnację.
„Są takie słodkie, jak prosiaczki” – mówią klienci, mając na myśli kolor ich skóry.
Potem wielokrotne dziewice odprzedawane są dalej i trafiają do Tajlandii, gdzie popyt jest ogromny. Żeby zobaczyć
Angkor Wat, większość turystów zatrzymuje się w Siem Reap. Nie wszystkim chodzi o obejrzenie kompleksu świątyń i narodowego symbolu.
Burdele pracują non stop. Jedna dziewczyna to 15 dolarów od klienta.
Przeciętnie obsługuje pięciu klientów dziennie. Cztery dziewczyny to dziesięć tysięcy dolarów miesięcznie. A koszt to trochę ryżu i parę pistoletów dla zapewnienia porządku. Zamożni miejscowi klienci mają szczególne wymagania. W Siem Reap jest burdel, w którym pracują głównie panie z Korei i Mołdawii, niezwykle cenione ze względu na kolor skóry.
Dla cudzoziemców i dla miejscowych
Biznes jest międzynarodowy, tak jak klientela. Gdzie indziej chodzą cudzoziemcy, gdzie indziej kierowcy tuk-tuków (riksz z silnikiem).
Wieczorem w Phnom Penh poszukuje rozrywki ponad trzydzieści tysięcy miejscowych. Salony masażu, bary z karaoke – to często zakamuflowane burdele. Tak jak hotele, na przykład sześciopiętrowy Chai Hour II, gdzie pokazywane za szkłem dziewczęta dostarczane są do pokoju. – Są wszędzie – mówi May Titthara. Jeśli masz wątpliwości, czy to burdel, to raczej jest to burdel – dodaje.
AFESIP organizuje szkolenia dla żołnierzy i policjantów, tłumaczy rzeczy najprostsze, jak uniknąć zakażenia, jak cierpią gwałcone pięcioletnie dziewczynki, jak zachować elementarną higienę. Zdarza się, że uczestnik szkolenia wybucha płaczem i przyznaje, że nigdy o czymś takim nie myślał.
Dzieci ulicy
W Kambodży działa wiele organizacji pozarządowych, pracujących z dziećmi ulicy. Jedna z nich otworzyła w centrum Phnom Penh restaurację Friends, gdzie pracują dzieci ze swoimi nauczycielami. W karcie między innymi humus (pasta z cieciorki), zrobiony „gdy mamusia poszła z tym panem z Cypru”.
AFESIP prowadzi trzy centra dla dziewcząt uratowanych z burdeli. Dziewczęta uczą się tam czytać i pisać, ale też zdobywają konkretny zawód, by móc zarabiać na swoje utrzymanie. Najczęściej jest to fryzjerstwo, kosmetyka i szycie. Gdy Somaly Mam odbierała tytuł Kobiety Roku „Glamour”, była ubrana w suknię uszytą przez swoje podopieczne.
Łaskawy król
W grudniu król ułaskawił trzech pedofilów. Wszyscy odsiadywali wieloletnie wyroki za przestępstwa wobec nieletnich. Niemiec i Holender odbywali wyroki za molestowanie chłopców, najczęściej ulicznych pucybutów, wykorzystywanych seksualnie i fotografowanych. Jeden zatrzymał się w hotelu w Phnom Penh, drugi w Sikhanoukville.
Mieszkam w hotelu w samym centrum Phnom Penh, blisko Muzeum Narodowego i Pałacu Królewskiego. Nikt nie prosił mnie o paszport. To, co słyszę w nocy przez drzwi, nie budzi wątpliwości: rodzaj i opis transakcji. Najwyraźniej gości można wprowadzać. Obsługa nie interweniuje. Rano przy śniadaniu widzę wyraźnie zadowolonych panów w towarzystwie bardzo młodych dziewcząt.
Trzeci ułaskawiony to Rosjanin, posługujący się co najmniej dwoma paszportami, w kraju ścigany za molestowanie
kilkunastu dziewięcioletnich dziewczynek. W Kambodży odsiadywał wyrok za wykorzystywanie seksualne 17 dziewczynek w latach 2005 – 2007.
–
Skąd to ułaskawienie? – pytam w redakcji „The Phnom Penh Post”. – Trzy razy w roku król podpisuje ułaskawienia i, zgodnie z konstytucją, nie ma możliwości odmowy – wyjaśnia May Titthara. Może łatwiej zrozumieć tę decyzję, gdy się wie, że ułaskawiony pedofil był odpowiedzialny za projekt deweloperski o wartości trzystu milionów dolarów na Wyspie Węży. A jak mówi Somaly Mam, jeśli jakiegoś sędziego nie można kupić, to znaczy to tylko jedno, że już został kupiony.
Korespondencja z Phnom Penh
Autor: Beata Błaszyk