single

Powrót do « Artykuły

Walka o godną przyszłość

Rzeczpospolita, 4.05.2012

rp
Afgańskie uczennice są narażone na agresję talibów i niezrozumienie otoczenia. Mimo to jest ich 2,5 mln.

 

Przecież to wstyd i hańba dla rodziny, więc proszę nie róbcie zdjęć – mówi Karima Kamangar, dyrektorka szkoły dla dziewcząt Dżahan Malika w Ghazni. – Wszyscy tu przychodzą, pytają, czego potrzebujemy, robią zdjęcia, a potem nawet publikują w lokalnych gazetach. Dla nas nic z tego nie wynika, a dla naszych rodzin jest zwyczajnie niebezpiecznie – dodaje.

To właśnie w tej szkole w czerwcu 2010 roku talibowie rozpylili gaz, żeby zastraszyć uczennice i personel. Sześćdziesiąt osób trafiło do szpitala.

8000 uczennic

W szkole uczy się 8 tysięcy dziewcząt i kobiet. Kilka razy powtarzam pytanie, żeby potwierdzić liczbę. 8 tysięcy uczennic w wieku 7 – 20 lat, na dwie zmiany. W budynkach, ale przede wszystkim na gołej ziemi. Wiosną jest znośnie, ale latem słońce praży bezlitośnie. Zimą szkołę należy po prostu zamknąć. Ale i tak szkoła jest zasobna jak na warunki afgańskie. Według danych afgańskiego Ministerstwa Edukacji ponad 40 procent szkół nie ma budynków. W trzech czwartych brakuje sanitariatów, prawie połowa nie ma dostępu do bezpiecznej wody pitnej.

rp

Po kolana w błocie

Tak jest i tutaj. 8 tysięcy osób każdego dnia i tylko jedna pompa, która nie zawsze działa. Więc prośby są proste: choć ze dwie sprawne pompy i żwirowa ścieżka, żeby połączyć budynki. Żeby dziewczęta nie topiły się w błocie, gdy topnieją śniegi.
W trzech salach bywa prąd. Tam można by zainstalować komputery. Tym bardziej że jest nauczyciel informatyki. W szkole uczy 125 osób, w tym dwóch panów. Uczą, chociaż w wielu szkołach na wypłatę czeka się nawet osiem miesięcy. Uczą, chociaż talibowie grożą śmiercią za nauczanie dziewcząt. Dyrektor szkoły dla dziewcząt w prowincji Logar został zastrzelony przed swoim domem, ponieważ zlekceważył groźby talibów i dalej pracował. Talibowie zatruwają wodę w szkołach i zastraszają ludność.


Ale ludzie chcą się uczyć.


Przysyłane z Polski podręczniki do nauki języka angielskiego to powiew normalności – mówi Barat Chan, szef Akademii Informatyki i Języka Angielskiego w Ghazni, a jednocześnie przedstawiciel New Gulestan Arzo, organizacji pozarządowej wspierającej edukację w Afganistanie.


To nic, że kobiety na zdjęciach nie mają chust na głowach. Podręczniki są kolorowe i radosne, uwielbiają je dzieci i rodzice – mówi.
Podręczniki dostarcza Stowarzyszenie Szkoły dla Pokoju, od dziesięciu lat wspierające afgańskie placówki oświatowe. Wszystkie wysyłane książki mają aprobatę afgańskich władz oświatowych.

Dziewczynki marzą o tym, żeby zostać nauczycielkami. Większość chce się dalej uczyć, ale ponad 40 procent musi zostawić szkołę, aby wesprzeć rodzinę – pracując w polu albo wychodząc za mąż. Bo to zawsze oznacza pieniądze dla bliskich.

W Ghazni typowy model rodziny to 2 + 8. Pensja nauczyciela to zaś nieco ponad 100 dolarów (od 5 – 6 tysięcy afgani na
prowincji do 24 tysięcy w Kabulu dla najlepiej wykształconych). Wszędzie brakuje wykwalifikowanych nauczycieli. Ludzie dobrze wykształceni, znający angielski, wolą pracować jako tłumacze dla organizacji pomocowych lub wojska. Praca wiąże się z ryzykiem, ale pensje są nieporównywalne. Można wesprzeć rodzinę, na ogół mieszkającą w innej prowincji.

Dla rodzinyrp

Pytam
Faridullaha, tłumacza, co by zrobił z wygraną na loterii. – Najpierw wysłałbym brata na studia do Londynu. Do London School of Economics. Teraz studiuje na prywatnym uniwersytecie w Afganistanie, ale to nie to samo. Dopiero później wybudowałbym dom dla rodziców w Kabulu i kupiłbym samochód – mówi.

Niektóre dziewczynki chcą zostać lekarkami. W prowincji Paktika, na południowym wschodzie Afganistanu, gdzie mieszka ponad 180 tysięcy kobiet, nie ma ani jednej lekarki. A miejscowa tradycja nie pozwala, żeby kobietę mógł zbadać mężczyzna. W efekcie co pół godziny w Afganistanie umiera kobieta podczas porodu – czyli około
50 każdego dnia.

” Dziewczynki marzą o zawodzie lekarki. Dziś w prowincji Paktika nie ma doktora kobiety. Tylko 14 proc. kobiet rodzi w obecności wykwalifikowanego personelu. Dominuje przekonanie: „zostaw ją losowi, będzie, co ma być “.

Ale w większości przypadków nie jest potrzebna wiedza specjalistyczna, tylko znajomość podstawowych zasad higieny. To wystarczy, żeby uratować życie matki lub noworodka. Statystyki są nieubłagane i pokazują, że każdy rok więcej spędzony w szkole skutkuje mniejszym prawdopodobieństwem śmierci przy porodzie.

Gra o edukację

Przeżywają najsilniejsi. Polski oficer odpowiedzialny za rozprowadzanie pomocy humanitarnej w Ghazni widział bosą dziewczynkę na śniegu przy pompie.
Dziewczynka podwinęła rękawy – śnieg naokoło – i z dumą pokazała bicepsy. Odeszła, dźwigając dwa kanistry, razem ze 20 litrów. Ale dla kobiety ciężarnej najczęściej oznacza to poronienie. Jedno, drugie, kolejne. I zakażenia, które przy znajomości elementarnych zasad higieny nie byłyby śmiertelne.

W afgańskich szkołach jest w tej chwili prawie 2,5 miliona dziewczynek. W 2001 roku było ich tylko 5 tysięcy.
Ale i tak prawie pół miliona zapisanych nie uczęszcza na zajęcia regularnie. Często są to względy bezpieczeństwa. Dziewczęta, które potrzebują trzy godziny marszu, żeby dotrzeć do szkoły, narażone są na liczne niebezpieczeństwa. Wiele musi pewnego dnia zostać w domu, żeby własną pracą wesprzeć liczną rodzinę. Postęp jest jednak ogromny.

„Przyszłość Afganistanu zależy od tego, jak wiele i jak zainwestuje się teraz w edukację” – napisano w dokumencie Banku Światowego Zarządzanie Finansami Publicznymi na rzecz Rozwoju. – Szkoła to pierwszy krok na drodze do zmiany świata – mówi Muchtar Mai, pakistański symbol walki kobiet o prawo do edukacji i życia bez przemocy. To jest długa droga, ale w Afganistanie chyba nie ma innej.

Beata Błaszczyk z Ghazni

Autor i zdjęcia: Beata Błaszczyk

 

Nasi Partnerzy