Rzeczpospolita, 3.11.2012
Gdy rodzi się dziecko, okolice pępka smarowane są mazidłem z dodatkiem opium. Ma to zapewnić spokojny sen
Korespondencja z Ghazni
Surowy klimat, wysokie góry, duże odległości, siła tradycji pozbawiającej kobietę jakichkolwiek praw. Co może zrobić kobieta, najczęściej niepiśmienna, jeśli staje się ofiarą przemocy ze strony najbliższej rodziny? Może próbować uciec. I trafić za to do więzienia.
70 procent kobiet w afgańskich więzieniach odbywa karę właśnie za próbę ucieczki z domu. Uciekają przed przemocą ze strony mężów, nierzadko odurzonych opium, zmuszających żonę do prostytucji – żeby tylko zdobyć pieniądze na narkotyki.
Więzienie w Ghazni przeznaczone jest dla 170 osób; obecnie przebywa tam ponad 400. Wiele kobiet z dziećmi, które nie znają innej rzeczywistości niż mury więzienne.
W liczącym nieco ponad 30 milionów mieszkańców Afganistanie jest około miliona osób uzależnionych od opium i heroiny. W prowincji Kunduz to ponad jedna czwarta populacji (80 tysięcy na 300 tysięcy mieszkańców).
Gdy rodzi się dziecko, okolice pępka smarowane są tłustym mazidłem z dodatkiem opium – ma to zapewnić spokojny sen. Gdy dziecko ma kilka miesięcy, opium podawane jest doustnie. Raczej nikt nie pyta dlaczego.
Siła tradycji jest wielka, a odpowiedź jest jedna: bo tak się zawsze robiło. Gdy dawka jest za duża, zwykle nie ma szans na fachową pomoc medyczną. Bo za daleko, bo nie ma czym i za co dojechać.
Chociaż według danych afgańskiego Ministerstwa Zdrowia połowa populacji ma szansę na opiekę lekarską, zaledwie jedna trzecia z niej korzysta. W 2003 roku w kraju ponaddwukrotnie większym od Polski było 450 placówek opieki zdrowotnej, obecnie ponad 1800.
Zaledwie kilkanaście procent Afganek korzysta z wykwalifikowanej pomocy podczas porodu. Wedle dostępnych raportów jest to 13 proc. Są to jednak statystyki nieobejmujące prowincji Kandahar, Helmand i Zabul – tam jest po prostu zbyt niebezpiecznie na jakiekolwiek badania.
Wszystkie dane statystyczne należy traktować jedynie jako przybliżone.
W kraju, gdzie obowiązuje ścisła segregacja płci, lekarz mężczyzna nie może zbadać kobiety. W prowincji Paktika, gdzie mieszka 180 tysięcy kobiet, nie ma ani jednej lekarki.
Można jechać do szpitala w innym rejonie lub – tak dzieje się najczęściej – zostawić kobietę jej losowi. Parlamentarzystka Fauzia Kufi – stojąca na czele komisji do spraw kobiet, praw człowieka i społeczeństwa obywatelskiego – w książce „Listy do moich córek” opisuje podróż do Pakistanu w poszukiwaniu opieki medycznej. Ciążę znosiła źle.
Było to za czasów talibów, gdy opieka zdrowotna dla kobiet praktycznie nie istniała. Wielogodzinna podróż przepełnionym samochodem. Pod burką na kolanach miska na wymioty.
W szpitalu w Ghazni pracują cztery lekarki i 24 lekarzy. Jest osiem położnych i 16 pań jako personel pomocniczy. Szpital może przyjąć 132 pacjentów. Tyle jest łóżek.
Noce i ranki są bardzo chłodne. Dyrektor placówki doktor Muhammad Hemajat bardzo czeka na solidne wojskowe koce od warszawskiego Stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju, od ponad dziesięciu lat wspierającego afgańskie placówki oświatowe. Koce są już w Bagram i wkrótce trafią do Ghazni. Takie same koce trafiły już do mniejszych szpitali w dystryktach Waghez i Chwadża Omari oraz do zakładu karnego.
To właśnie do szpitala w Ghazni trafił noworodek znaleziony przez polski patrol przy drodze Kandahar-Kabul. Żołnierze najpierw zabrali dziewczynkę do szpitala w polskiej bazie, a dopiero później przekazali do szpitala miejskiego w Ghazni. Dziewczynka jest zdrowa i ma już nowych rodziców, którzy dali jej imię Aria.
– Takie sytuacje nie zdarzają się często – mówi doktor Hemajat. Pół roku temu rodzina przywiozła młodą dziewczynę, która urodziła dziecko i zostawiła je w szpitalu. Szybko znalazła się rodzina zastępcza. Ale najwyraźniej jest to temat drażliwy i niezręczny.
Tak też musiało być z Arią. Mało prawdopodobne, aby przyszła na świat w pełnej rodzinie. W Ghazni model rodziny to najczęściej 2+8, ale nawet w najbiedniejszych rodzinach podrzucanie dzieci raczej się nie zdarza.
Matka najpewniej była ofiarą przemocy i wybrała całkiem rozsądnie – drogą Kandahar-Kabul często jeżdżą patrole oraz samochody zagranicznych organizacji pozarządowych. To dawało dziewczynce szansę na przeżycie i znalezienie opieki.
Gdy rodzi się dziecko, okolice pępka smarowane są mazidłem z dodatkiem opium. Ma to zapewnić spokojny sen
Nowi rodzice Arii od wielu lat bezskutecznie starali się o dziecko. Mieli wszystko, do szczęścia brakowało im tylko potomstwa.
Gdy rodzice przywożą Arię na badania do bazy, polski pediatra pyta, jak funkcjonuje brzuszek. Mówią o kolkach i innych problemach, a wtedy słyszą, żeby podawać dziecku – oprócz mleka – także ciepłą przegotowaną wodę.
Oboje zdumieni podnoszą głowy. – Wodę? – dopytują. Nie ma takiego zwyczaju. Dla nich to zupełna nowość. W kraju o bardzo wysokiej śmiertelności noworodków przyczyną jest często odwodnienie, powstałe w wyniku biegunki. Prosta kampania edukacyjna pokazująca konieczność podawania czystej, bezpiecznej wody pozwoliłaby ocalić życie wielu dzieci.
Sceptycyzm wobec wody można jednak zrozumieć. W Afganistanie jedna czwarta populacji ma dostęp do bezpiecznej wody pitnej (na terenach wiejskich zaledwie 12 proc.). Według raportu Banku Światowego z 2012 roku tylko 5 proc. ma dostęp do sanitariatów o akceptowalnym standardzie.
Każdy rok więcej spędzony przez matkę w szkole to większe szanse przeżycia dla niej samej i dla jej dzieci. Jest lepiej. Dużo lepiej niż dziesięć lat temu. Powstają nowe szpitale, co roku kształci się około 400 położnych. Rządowy program przewiduje nawet objęcie opieką zdrowotną koczowniczych plemion Kuczi (75 łóżek szpitalnych na przedmieściach Kabulu).
Czasem jednak trudno uwierzyć, że mogło być gorzej. Link do artykułu >>
Autor i zdjęcia: Beata Błaszczyk