Rzeczpospolita, 4.05.2013
Po raz pierwszy w malezyjskich wyborach wynik nie jest przesądzony.
Korespondencja z Kuala Lumpur
Rządząca koalicja Barisan National (Front Narodowy) jest u władzy
nieprzerwanie od 1957 roku, czyli od uzyskania niepodległości przez
Malezję. W niedzielnych wyborach wszystko może się jednak zdarzyć.
W poprzednich, w 2008 roku, koalicja utraciła dotychczasowe dwie
trzecie w parlamencie, pozwalające na zmianę konstytucji. Cios był na
tyle duży, że ówczesny premier Abdullah Badawi ustąpił miejsca
obecnemu Nadżibowi Razakowi.
Mając władzę i media, można wiele. Można oskarżyć lidera opozycji o
miłość homoseksualną, która jest w Malezji karalna. Anwar Ibrahim,
charyzmatyczny przywódca Pakatan Rakyat (Sojuszu Ludowego), był o nią
oskarżony dwukrotnie. Doszły zarzuty o korupcję. Spędził w więzieniu
kilka lat. W Internecie wciąż dostępny jest film pokazujący dwóch
mężczyzn w sytuacji intymnej, a jednym z nich ma być lider opozycji.
Gdy w połowie marca zmarł śledczy, który w 2008 roku oskarżył
premiera o romans z mongolską pięknością, zamordowaną dwa lata
wcześniej, sprawa powróciła w mediach. I chociaż premier przysiągł na
Koran, że nigdy w życiu tej kobiety nie spotkał, historia nadal budzi
wiele emocji.
Prawie jak Facebook
Rząd ma się czym chwalić. Wzrost gospodarczy w ubiegłym roku
przewyższył oczekiwania i wyniósł 5,6 proc. Gospodarka ma się na tyle
dobrze, że w tym roku odczuwalnie wzrosną emerytury urzędników
państwowych, a najuboższe rodziny dostaną wsparcie w gotówce o łącznej
wartości 81 mld dol. Symbolem dynamicznego rozwoju gospodarczego jest
nowoczesne centrum stolicy, ze słynnymi bliźniaczymi wieżami Petronas o
wysokości 452 metry. I chociaż od 2004 r. nie są najwyższym budynkiem na
świecie, ich 150-metrowe fundamenty uchodzą za najgłębsze.
Również malezyjska giełda przeżywa rozkwit. Tylko giełdy w Stanach,
Chinach i Japonii są częściej wybierane jako miejsce pierwszej oferty
publicznej, a wartość (2 miliardy dolarów) zeszłoroczej oferty Feldy
(producenta oleju palmowego) ustąpiła tylko wartości oferty Facebooka.
Powodem do dumy jest także specjalna strefa ekonomiczna Iskander,
oddalona tylko o pół godziny jazdy samochodem od zatłoczonego Singapuru,
gdzie koszty są znacznie wyższe. Do 2006 r. opuszczona plantacja palm o
powierzchni 2200 km kw. teraz szczyci się wartością inwestycji rzędu 35
miliardów dolarów i m.in. pierwszym w Azji Legolandem.
Być Malajem
Inwestorów przyciągają dziesięcioletnie wakacje podatkowe oraz
zniesiony obowiązek posiadania partnera bumiputra. Bumiputra oznacza
dosłownie synów ziemi, ale w praktyce odnosi się tylko do Malajów,
którzy stanowią około 60 proc. populacji.
Chińczycy to 26 proc., reszta Hindusi i rdzenna ludność. Oni też
urodzili się w Malezji, a ich rodziny mieszkają tam od pokoleń. Wielu z
nich mówi o Malajach: „Oni mają wszystkie przywileje, my żadnych. Liczy
się tylko, czy jesteś muzułmaninem, a my nie jesteśmy”. I chociaż obecne
władze posługują się w kampanii sloganem „Jedna Malezja”, to wciąż
Malajom łatwiej znaleźć pracę w administracji czy taniej kupić
mieszkanie.
Zrównanie w prawach wszystkich mieszkańców bardzo podnosi w swojej
kampanii opozycja, w której postacią numer dwa jest Chińczyk Lim Guan
Eng, szef partii Akcja Demokratyczna, wchodzącej w skład Sojuszu
Ludowego. Wykształcony w Australii ekonomista, zręczny mówca i autor
popularnego bloga jako premier stanu Penang, od 2008 roku pozyskuje
rocznie inwestycje zagraniczne warte ponad półtora miliarda dolarów.
Reklamuje swój stan jako praktycznie wolny od korupcji, a jego urzędnicy
co roku zamieszczają w Internecie swoje deklaracje majątkowe. Jednym z
haseł opozycji jest walka z korupcją, a stan Penang to nie tylko
przykład gospodarczego sukcesu, ale także wprowadzenia zupełnie innych
standardów w polityce i zarządzaniu.
Kolory blakną
Przy jednej, niezbyt długiej ulicy, świątynie chińskie i hinduskie.
Buddyjski klasztor. Obok meczetu indyjski sklepik, a przed nim lodówka
pełna piwa. To Malakka, bajkowe miasteczko, oddalone o dwie godziny
drogi od Kuala Lumpur. Pod koniec piętnastego wieku potęga Orientu, w
której podobno można było usłyszeć 84 języki. Dziś turysta widzi
harmonię i różnorodność, ale nie trzeba długo pytać, żeby usłyszeć
krytyczne głosy o przedstawicielach innych grup etnicznych czy
wyznaniowych.
– Muzułmanie? – mówi Chińczyk, od wielu lat prowadzący galerię
naprzeciw meczetu – oni są tacy nudni. Nie mają w ogóle poczucia humoru.
Nie potrafią się bawić.
Dobrze pamięta czasy, o których pisze Tiziano Terzani w swojej
książce „Powiedział mi wróżbita”: „Gdzie podziała się Malezja sprzed 20
lat? Kobiety w sarongach, biustonoszach zawsze jakby o numer za małych i
obcisłych jedwabnych bluzkach? Gdzie się podziały bogate kolory i
ciała, których radość, zdało się, odzwierciedlała samą naturę? Wszystko
wymazane przez islamską surowość. W Malezji (…) w latach 70. religia
odgrywała marginalną rolę. Malajowie mieli swoje meczety, Chińczycy
swoje świątynie. Malajowie jedli kozy, a Chińczycy świnie. Potem jednak
(…) Malajowie zaczęli niewolniczo podporządkowywać się islamowi.
Zakazali kobietom noszenia sarongów, za to kazali nałożyć welony i
dwuczęściowe ubrania, a sami zamknęli się w cytadelach meczetów”. I
chociaż Malezja uważana jest za kraj umiarkowanego islamu, za publiczne
picie piwa grozi kara chłosty. Spotkało to popularną modelkę w 2009
roku. Rok później zamieniono karę na prace społeczne. Trzy lata temu po
raz pierwszy trzy kobiety poddano karze chłosty za seks pozamałżeński.
W myśl konstytucji wszyscy Malajowie muszą być muzułmanami i tylko
ich dotyczy prawo szarijatu. Kampania edukacyjna, pozwalająca rzekomo
wykryć skłonności homoseksualne u dzieci, skierowana była jednak już do
całego społeczeństwa. Zamiłowanie do jasnych i obcisłych strojów oraz
dużych toreb ma świadczyć o skłonnościach homoseksualnych u chłopców.
Z dziewczynkami sprawa jest bardziej skomplikowana i autorzy
broszury wskazali jedynie skłonność do przebywania w towarzystwie
koleżanek. Zwykle im więcej zakazów i restrykcji, tym większe podziemie.
Podejrzanie tanie hotele to często burdele, a klientami są nie tylko
cudzoziemcy. Wielu Malajów mieszkających blisko granicy z Tajlandią
szuka płatnych przyjemności w rozlicznych salonach fryzjerskich w
Betongu, takich jak Filuterny Fryzjer.
Opozycja chce zrównać szanse wszystkich mieszkańców, wprowadzić
więcej przejrzystości i znieść co bardziej drakońskie prawa. Jak mówi
Ramon Navarathan, były doradca rządowy, „nasze rasowe i religijne
zróżnicowanie to wspaniały kapitał, ponieważ mamy tu całe narody
zjednoczone, tyle że jeszcze nie wiemy, jak to najlepiej wykorzystać”.
Kto będzie miał szanse wprowadzić w życie swój program przez
najbliższych pięć lat i jeszcze lepiej wykorzystać ogromny potencjał
wielokulturowej Malezji, okaże się po wyborach 5 maja.
Autor: Beata Błaszczyk